I w ten oto sposób dotarliśmy do końca mojego opowiadania. Dziękuję wszystkim czytelnikom i zapraszam na mojego drugiego bloga o The Gazette!
P.S Nie mam zielonego pojęcia dlaczego samoistnie pozmieniała mi się czcionka w niektórych miejscach tekstu. Wybaczcie.
24 XII
Wszystko zaczęło się dwudziestego drugiego grudnia, około
godziny dziewiętnastej… Chciałam przygotować się fizycznie i psychiczne na
spotkanie z rodziną, więc postanowiłam się wcześniej wykąpać i położyć.
Ciepły
strumień wody przyjemnie muskał moje ciało. Zapach owocowego żelu pod prysznic
unosił się w całej kabinie.
Po
odświeżającej kąpieli wyszłam spod prysznica i wytarłam się bawełnianym
ręcznikiem. Gdzieś na dole usłyszałam dziwny pukający dźwięk. Zignorowałam go
jednak. Ubrałam się w piżamę składającą się z luźnych, granatowych spodni
sięgających za kolano i koszulki z niewielkim dekoltem w serek. Wysuszyłam delikatnie
włosy i spięłam je w wysoki kucyk, tuż u nasady głowy. Następnie przeszłam
przez łazienkę i otworzyłam drzwi na korytarz. Zdążyłam ledwie postawić dwa
kroki, gdy czyjeś szorstkie i wielkie dłonie złapały mnie za usta,
uniemożliwiając krzyk i przyciągnęły do siebie.
-
Nie myślałaś chyba, że upiecze ci się tak łatwo?- Męski, chrapliwy głos odezwał
się tuż przy moim uchu.- Zapłacisz teraz za wszystko co zrobiłaś, zrozumiałaś?
Przerażenie
opanowało całe moje ciało. Próbowałam kilkakrotnie wyrwać się napastnikowi, ale
niestety bezskutecznie. Keitaro miał rację, trzeba było iść na jakiś kurs
samoobrony.
-
Pójdziesz teraz ze mną.
-
Jestem w piżamie…- Wydusiłam z siebie, przez zaciśnięte usta. Myślałam, że może
w trakcie przebierania uda mi się uciec. Niestety… Porywacz był bystrzejszy niż
przypuszczałam.
-
Nie mój problem.- Odparł mężczyzna i pchnął mnie przed siebie tak mocno, że
prawie spadłam ze schodów. Zdążyłam tylko ubrać jakieś tenisówki, leżące
niedaleko drzwi i już po chwili zimny wiatr smagał moje „prawie” nagie ciało.
Poczułam
ostry przedmiot wbijający się tuż pod moim prawym żebrem.
-
Nawet nie myśl o ucieczce, zrozumiano?
-
Tak.- Odpowiedziałam trzęsącym się głosem.
„Keitaro,
gdzie jesteś? Obiecałeś mnie chronić…”- Pomyślałam. Właśnie. Dlaczego to jego
twarz pojawiła mi się przed oczami?
Jego? Yoshizawy Keitaro,a nie
Akiry? Mojego narzeczonego?...
Mężczyzna poprowadził mnie do czarnego BMW stojącego
nieopodal i wepchnął na tylnie siedzenie, po czym usiadł obok mnie.
- Nawet nie próbuj żadnych sztuczek.- Zwrócił się do mnie,
dociskając mocniej nóż do mojego ciała.- Jedziemy.- Mruknął do kierowcy w
ciemnej czapce z daszkiem, a ten bez słowa ruszył przed siebie.
Z przerażeniem siedziałam zerkając to na mojego porywacza,
to na drogę. Musiałam zapamiętać jak najwięcej z tej dziwnej podróży. Mężczyzna
obok mnie miał założoną granatową czapkę z daszkiem a na nią ubrany kaptur. Nie
mogłam dostrzec nic poza wyrazistym podbródkiem i niewielkim zarostem.
A droga? No cóż. Najpierw jechaliśmy głównymi ulicami miasta
(minęliśmy nawet galerię, w której kiedyś pracowałam), by jakieś dwadzieścia
minut i dziesięć kilometrów później skręcić w jakąś nieznaną mi uliczkę… Droga
na niej była niezwykle kamienista.
Kierowca jechał bardzo powoli. Miałam szansę wyskoczyć z auta i wybiec na
główną ulicę w poszukiwaniu pomocy… Mężczyzna obok mnie wiedział chyba o czym
myślę, bo przyciągnął mnie do siebie i mocniej wcisnął mi nóż między żebra.
- Nawet o tym nie myśl…- Zagroził, mierząc mnie spojrzeniem
z ukosa.
- Gdzież bym śmiała…- Mruknęłam zrezygnowana.
- Proszę, proszę. Jaka pyskata. Zobaczymy co powiesz, gdy
już dotrzesz na miejsce i zobaczysz co cię czeka.
Moje serce przyśpieszyło. Żałowałam, że naprawdę nie wzięłam
udziału w jakiś kursach samoobrony, albo, że nie noszę w bieliźnie komórki…
- No. Jesteśmy…- Odezwał się z zadowoleniem siedzący obok
mnie mężczyzna.- Wysiadamy. Powoli.- Powiedział w moją stronę i mocno pociągnął
mnie za sobą, zakleszczając w uścisku. Wysiadłam z samochodu, a gdy ten
odjechał dalej, spojrzałam przed siebie. Jakiś stary, opuszczony budynek z
mnóstwem powybijanych szyb i uszkodzonych ścian. Chyba dawna fabryka albo coś
podobnego. W pobliżu nie znajdowało się nic, prócz pól zarośniętych drzewami i
krzewami. Gdzieś w oddali usłyszałam szum rzeki.
- Idziesz przodem!- Powiedział mój towarzysz, po czym
popchnął mnie w kierunku drzwi. Ostatnie kroki stawiałam z coraz większym
wysiłkiem. Bałam się. Nie wiedziałam co czeka mnie za drzwiami. Domyślałam się
tylko jednego… Tego kto czekał po ich drugiej stronie.
Z bijącym sercem przekroczyłam próg budynku… Znajdowałam się
w jakiejś ogromnej hali z mnóstwem porzuconego sprzętu i maszyn. Wszędzie
zalegała masa kurzu i skruszonego gruzu. Pomieszczenie było praktycznie
nieoświetlone. Ciężko było stwierdzić czy jesteśmy sami czy nie…
- Nareszcie jesteście.- Znajomy głos rozległ się spod
przeciwległej ściany.- Witaj Ayako. Miło mi cię widzieć. Jak minęła ci podróż?-
Zapytał nie odwracając się do mnie.
Eizo.
- Znośnie…- Mruknęłam, zmuszając swój głos do bycia niewzruszonym,
mimo, iż strasznie się bałam.
- Masz bardzo oryginalne ubranie.- Powiedział, odwracając
się do mnie.- Bardzo interesujące.- Podszedł do mnie i pochylił się nade mną,
wdychając mój zapach.- Pachniesz tak świeżo… Yhmmm…. Uroczo.- Cofnął się i
uśmiechnął złośliwie.- Szkoda, że twojemu narzeczonemu nie będzie dane móc
napawać się twoim widokiem nigdy więcej. Szkoda. Wielka szkoda.
Serce podeszło mi do gardła. Miałam zginąć?
- Co chcesz mi zrobić?- Spytałam, nie kryjąc lęku.
- Och, boisz się?- Zapytał, wyciągając rękę i muskając mój
policzek.- Bardzo dobrze. Masz do tego prawo, biorąc pod uwagę fakt, co dla
ciebie przygotowałem.
- Eizo, pamiętaj, że obowiązuje cię nakaz sądowy…-
Wypaliłam, chcąc wybić mu z głowy próbę zabicia mnie.- Jeśli coś mi zrobisz,
będziesz głównym podejrzanym…
- Tak bardzo martwisz się o moją reputację?- Zapytał,
śmiejąc się przy tym szyderczo.- Trzeba było myśleć o tym wcześniej. Poza tym
mam świetne alibi. Zapłaciłem komu trzeba i w razie czego mam zeznania kilku
świadków, że od trzech dni jestem w podróży. Mam już nawet zdjęcia z urlopu.
Oczywiście z przestawionymi datami. Zostanę wykluczony z bycia podejrzanym. A
wiesz kto jest następny w kolejce? Twój kolejny kochanek…
Spojrzałam na niego zaskoczona.
- Tak, mam na myśli drogiego Keitaro. Ukartowałem wszystko.
Chłopak ogarnięty nieopanowanym i nieodwzajemnionym uczuciem do dziewczyny
postanawia ją zabić, by nie mogła należeć do innego, a następnie odbiera sobie
życie. Żadnych świadków. Tylko dwa martwe ciała…. Już nawet powiadomiłem go
gdzie może cię szukać. Na pewno niedługo się zjawi. Poczekajmy więc cierpliwie,
dobrze?
- Ty… Ty… Chamski, wredny, niedorobiony psychopato z
kompleksem porzuconego i zranionego psa!
Eizo zamachnął się ręką i z całej siły uderzył mnie w twarz.
Upadłam na ziemię.
- Ty suko!- Wycedził przez zęby, a zaraz potem zaczął kopać
mnie z całej siły we wszystkie części mojego ciała. Nie szczędził nawet twarzy.
Po paru minutach, które dla mnie zdały się trwać wieczność, mężczyzna zatrzymał
się, wyraźnie się czemuś przysłuchując. Ja również skupiłam wszystkie swoje
siły…
Gdzieś
w oddali słychać było warkot silnika rozpędzonego motoru.
Keitaro?
-
Och, czas rozpocząć przedstawienie!- Zawołał Eizo i z radością klasnął w ręce.-
Związać ją!- Rozkazał swoim osiłkom. Dwóch mężczyzn, mój porywacz i kierowca,
podeszli do mnie pewnym krokiem. Jeden z nich niedbale złapał mnie za
zakrwawione ubrania i uniósł do góry, a drugi (po wspięciu się na jakąś
skrzynię) przywiązał mnie za ręce do szerokiej rury podwieszonej przy suficie.
Następnie obaj, wraz z Eizo, wycofali się w cień a ja zastanawiałam się co
powiedzieć Keitaro, by ostrzec go na czas…
Warkot
silnika słychać było coraz wyraźniej. Moje serce biło jak szalone. Mimo, iż ból
wszystkich mięśni był nie do opisania, całą swoją siłę przygotowałam na to, by
na czas ostrzec Keitaro. Żeby on chociaż miał szansę przeżyć…
Silnik
maszyny umilkł. Keitaro musiał być już na miejscu. Zebrałam sporą ilość
powietrza w płucach i gdy tylko chłopak przekroczył próg budynku, wydarłam się:
-
Keitaro, uciekaj! To pułapka! Eizo chce zabić nas oboje!
Yoshizawa zlekceważył moje ostrzeżenie i
podbiegł do mnie szybko.
- Ayako! Cholera! Co on ci zrobił?-
Zapytał, wspinając się na porzuconą(lub specjalnie pozostawioną) skrzynię i
odcinając mnie od zardzewiałej rury. Z głuchym łoskotem upadliśmy na ziemię.
- Keitaro, musisz uciekać…- Wychrypiałam,
próbując odepchnąć go od siebie.
- Nigdzie się stąd nie ruszę. Nie bez
ciebie…- Odezwał się, ściągając z moich
rąk resztki liny i pomagając mi wstać.
Gdzieś naprzeciwko nas słychać było
pojedyncze oklaski.
- Cóż za wzruszająca scena…- Mruknął Eizo
z sarkazmem, podchodząc do nas bliżej.- Wiedziałem, że przyjdziesz ratować
swoją lubą. Widzisz Ayako…- Zwrócił się bezpośrednio do mnie.- Do czegóż to
doszło, że w momencie kiedy najbardziej go potrzebujesz, twój narzeczony bawi
się gdzieś w najlepsze, podczas gdy ty cierpisz…
- Zamilcz!- Warknął Keitaro, stając
między mną a Eizo.
- O! Proszę, proszę! Ktoś tu chce szybko
pożegnać się z życiem…- Odparł, a następnie zamachnął się, uderzając Keitaro w
twarz. Podbiegłam do chłopaka, a ten zatrzymał mnie gestem ręki.
- Czyżby rycerzyk chciał więcej?- Zakpił
Eizo, po czym zawołał swoich towarzyszy i w trójkę zaczęli bić i kopać
Yoshizawę, który przecież nie miał szans w pojedynkę.
- Przestańcie!- Wrzasnęłam i rzuciłam się
na jednego z nich, zawieszając się od tyłu na jego szyi.- Zostawcie go!-
Mężczyzna złapał mnie za rękę i jednym sprawnym ruchem przerzucił nad sobą, a
następnie puścił pozwalając mi bezwładnie przelecieć dobre kilka metrów i
rozbić się o najbliżej stojącą maszynę, na którą upadłam, tłukąc się boleśnie.
Oni natomiast dalej okładali Keitaro, który skulony na ziemi
zdołał wykrzyczeć:
- Ayako, uciekaj!
Resztką sił zerwałam się z maszyny i pobiegłam w przeciwnym
kierunku, na korytarz a następnie do innego pomieszczenia. Nie miałam zamiaru
uciekać. Szukałam broni.
- Goń ją!- Usłyszałam krzyk Eizo.- Ona nie może wyjść stąd
żywa!
Pomieszczenie w którym się znalazłam przypominało składzik
na sprzęty do sprzątania. Miotły, mopy, wiadra. Nie miałam pojęcia czego użyć
jako broni, a kroki mężczyzny dało się słyszeć coraz bardziej.
- Gdzie jesteś ślicznotko?- Rozległ się szyderczy śmiech.-
Wiem, że gdzieś tu jesteś.
Nagle wpadłam na
genialny pomysł. Zdjęłam z półki spray do mycia okien i odblokowałam nakrętkę.
W drugą dłoń chwyciłam metalowe wiadro a obok siebie na półce ustawiłam młotek,
który przypadkowo znalazłam. Mężczyzna zbliżał się nieubłagalnie, a ja
zaciskałam spoconymi rękami butelkę z płynem, która miała ocalić moje życie.
„Oby się udało, oby się udało…” szeptałam bezgłośnie z nadzieją, podczas gdy mężczyzna uchylił
drzwi. Reszta działa się dla mnie jak w przyśpieszonym filmie. Szybkim ruchem
spryskałam oczy oprawcy, a gdy ten zawył z bólu, założyłam mu na głowę wiadro i
z impetem uderzyłam w nie młotkiem, ogłuszając go. Następnie wybiegłam na
korytarz, a drzwi zablokowałam jakąś ciężką skrzynią, która stała na zewnątrz.
Zanim ruszyłam dalej, musiałam złapać kilka głębszych oddechów. Dźwiganie
skrzyni bardzo mnie zmęczyło. Wtedy właśnie na przeciwległej ścianie
dostrzegłam gaśnicę. Powolutku podeszłam do niej i najciszej jak mogłam zdjęłam
sprzęt ze ściany. Następnie skierowałam się do hali, w której torturowany był
mój przyjaciel.
- No i po co ci to było głupcze?!- Warknął Eizo i po raz
kolejny dał upust swym złością
kopiąc Keitaro. Nie widziałam tego, ale doskonale słyszałam.
Ja natomiast schowałam się za jedną z maszyn, czekając na odpowiedni moment.
Przez okna w fabryce dostrzegłam spadający śnieg. Śnieg który miał zapowiadać
powrót moich bliskich…
-
Zabiję ją a zaraz potem ty do niej dołączysz. Nikt nie będzie mnie podejrzewał
o tą zbrodnię, gdyż mam doskonałe alibi. Wszyscy pomyślą, że to ty, zakochany
do szaleństwa mężczyzna, z dzikiej zazdrości, zabiłeś bezbronną i ufającą ci Ayako. A zaraz potem
odebrałeś życie i sobie.
-
A jak wytłumaczysz rozległe rany na naszych ciałach?- Wychrypiał Keitaro,
plując czymś pomiędzy zdaniami.
-
To proste. Dziewczyna się broniła, a jako, że jest słabsza, to i jej się oberwało
od ciebie.
-
Sprytne…- Mruknął z podziwem Keitaro.- W całym twoim doskonałym planie jest
tylko jeden słaby punkt. Mianowicie ja.
Zaskoczona
odwagą towarzysza ledwo powstrzymałam
się przed piśnięciem i zdradzeniem swojej pozycji.
-
Co takiego?- Warknął Eizo.
-
Już od dłuższego czasu obserwowałem cię. Wiedziałem, że nie zostawisz Ayako w
spokoju, więc zebrałem wystarczające dowody na to, by w razie śmierci
któregokolwiek z nas, mnie czy Ayako, wsadzić cię do pierdla na całą resztę
twojego marnego życia.
-
ŁŻESZ!- Wrzasnął wściekły Eizo i ponownie kopnął chłopaka.- Kłamiesz! Mój plan
się uda!
-
Nie, nie uda się. Po pierwsze: jak już powiedziałem, mam niepodważalne dowody
na twoje niecne plany względem Ayako, po drugie: nikt nie uwierzy w wersję z
szaleńczo zakochanym mężczyzną.
-
Tak? A niby to dlaczego?- Wysyczał Eizo. Delikatnie wychyliłam się zza maszyny.
Eizo przygniatał nogą twarz Keitaro do ziemi. Za jego plecami stał niewzruszony
i czekający na rozkazy podwładny.
-
DLACZEGO?!?- Warknął ponownie, w momencie, w którym miałam wyskoczyć z ukrycia
z odblokowaną w międzyczasie gaśnicą.
- Ponieważ Ayako jest moją siostrą.
Zatrzymałam się w miejscu, zaskoczona jego słowami.
Rozumiem, że traktował mnie jak siostrę, ale żeby tak publicznie się z tym
obnosić?
- Ta, jasne.- Fuknął Eizo.- Słyszałem o tej waszej dziwnej
paranoi udawania rodzeństwa….
- Nic nie udajemy. Przynajmniej ja.- Odparł dumnie Keitaro.-
Ayako naprawdę jest moją siostrą. Przyrodnią. Mamy wspólnego ojca…
Zamarłam. Mam brata. Starszego brata, o którego istnieniu
nie miałam pojęcia.
- Co ty bredzisz?- Wycedził Eizo, łapiąc go za ubranie i
podnosząc do góry. Dłużej nie mogłam czekać. Wyskoczyłam zza maszyny i
prysnęłam pianą w ich kierunku. Eizo, stracił równowagę i runął na drugiego z
mężczyzn, który stał za nim. Podbiegłam do nich i z rozmachem uderzyłam ich
kolejno gaśnicą w losowo wybrane miejsce.
- Szybko!- Krzyknęłam do Keitaro, pomagając mu w stać.-
Uciekajmy!
Chłopak złapał mnie pod ramię i wspólnie pobiegliśmy w
stronę wyjścia.
- Jeszcze tylko kawałek…- Wychrypiałam do towarzysza, zaraz
po tym pchnęłam drzwi i poczułam świeży i chłodny powiew powietrza.
- Za nimi błazny! Złapać ich!- Krzyk Eizo rozszedł się echem
po całym budynku. Gdzieś w oddali słyszałam odgłos pędzącego samochodu i pisk
opon. Nie liczyłam jednak na wsparcie. Nikt nie wie gdzie jesteśmy.
- Ayako, uciekaj…- Szepnął Keitaro, upadając na ziemię i
plując krwią.- Uciekaj zanim możesz.
- Nie mogę… Nie potrafię cię zostawić…- Wyszeptałam.
Zbierało mi się na łzy.
- Uciekaj…- Powiedział, podnosząc na mnie wzrok.- Sprowadź
pomoc. Tylko tak zdołasz mi pomóc.
- Czy to prawda? To co powiedziałeś?- Zapytałam nagle,
patrząc mu w oczy.- Jesteś moim bratem?...
- Tak.- Odpowiedział krótko.- Wybacz, że cię okłamywałem.
Może będę miał kiedyś możliwość by wszystko ci wyjaśnić, ale na razie błagam:
uciekaj.
- Czy Hanako wie?- Zapytałam o ostatnią, nurtującą mnie
rzecz.
- Ayako to nie czas…- Zaczął spanikowanym tonem.
- Czy wie?- Powtórzyłam hardo.
- Tak.- Odpowiedział krótko.- Od samego początku… A teraz
uciekaj!
Nie mogłam w to uwierzyć. Kobieta, którą traktowałam jak
prawdziwą matkę, oszukiwała mnie przez te wszystkie lata…
Popatrzyłam ostatni raz na jego smukłą, zmęczoną twarz i
smutne szare oczy, a następnie obróciłam się na pięcie i pobiegłam przed siebie
w poszukiwaniu pomocy.
Biegłam naprzód, czując na karku oddech goniącego mnie
mężczyzny.
- Pomocy!- Krzyczałam ile sił w płucach.- Ratunku! Na pomoc!
Odwróciłam się gwałtownie, chcąc sprawdzić jaki dystans
dzieli mnie i mężczyznę. Nie mogłam zauważyć wystającego z ziemi kamienia.
Upadłam z hukiem, tłukąc się boleśnie.
- No i niestety nie udało się…- Głos oprawcy rozległ się za
moimi plecami. Odwróciłam się do niego, czekając na jego kolejny krok. To był
mój porywacz. Zimny podmuch wiatru smagał moje zmarznięte ciało.
- Nie zaczyna się zdania od „no”, ty nie wyedukowany matole.-
Tak dobrze znany mi głos rozległ się za moimi plecami. Odwróciłam się powoli i
spojrzałam z niedowierzaniem na mojego wybawcę.
- Akira?- Zapytałam, drżąc z zimna. Albo z emocji. Sama już
nie wiem. Narzeczony uśmiechnął się do mnie pokrzepiająco, podczas gdy mój
oprawca rzucił się na niego. Reita upadł na ziemię, walcząc z przeciwnikiem z
dziką pasją.
Gdzieś z tyłu usłyszałam kolejne zbliżające się osoby.
- Akira!- Rozległ się krzyk Aoiego, który w tym samym
momencie doskoczył do walczących i pomógł Reicie obezwładnić przeciwnika.
Spojrzałam za siebie. Za moimi plecami stał Ruki.
Podał mi swoją kurtkę. Była przyjemnie ciepła i ładnie
pachniała…
- A co z Kaiem i Uruhą?- Zapytałam ogłupiona. Nie miałam
pojęcia skąd oni się tu wzięli.
- Dostali pilne zadanie sprowadzenia tu policji i pogotowia.-
Odparł spokojnie Ruki. W tym samym momencie usłyszałam głośny wystrzał,
dochodzący z okolic fabryki.
- Mój Boże!- Krzyknęłam i zerwałam się na równe nogi.-
Keitaro!
Następnie, nie patrząc na żadnego z nich, popędziłam przed
siebie.
- Ayako!- Usłyszałam za sobą nawoływanie narzeczonego.-
Stój! To niebezpieczne!
W tamtej chwili nie liczyło się dla mnie jednak nic, prócz
Keitaro. Biegłam ile sił w nogach, wciąż słysząc za sobą wołanie chłopaków i
starając się stłumić ból, który odczuwałam po zadanych ranach. Wreszcie udało
mi się dotrzeć na miejsce. Łapiąc urywane oddechy krzyczałam:
- Keitaro! Keitaro gdzie jesteś?
Gdzieś z mojej lewej strony usłyszałam dźwięk
przeładowywanej broni. Wiedziałam, a raczej czułam, że nadszedł mój koniec. Nie
miałam odwagi by się odwrócić. Nastąpił głośny wystrzał, usłyszałam krzyk
„nie!”, a chwilę potem poczułam kulę, która minęła moją twarz o dosłownie kilka
milimetrów.
Odwróciłam się w tamtym kierunku i dostrzegłam Akirę i
Aoiego, którzy obezwładnili Eizo, a Ruki odrzucał na bok jego broń.
- Ruki, przynieś linę!- Krzyknął Akira, wskazują wolną ręką
na przedmiot, zwisający z jednego z rusztowań. Chłopak zrobił o co go
poproszono. Eizo został skrępowany linami i przywiązany do najbliższego drzewa.
Z desperacją rozglądałam się wokół w poszukiwaniu brata…Mrok utrudniał mi
widzenie. Poślizgnęłam się i upadłam na ziemię.
- Ayako…- Usłyszałam zatroskany glos Reity, który powoli
zbliżał się do mnie. I wtedy go dostrzegłam. Leżał na wznak na świeżo
ośnieżonej trawie, jakieś dwadzieścia metrów dalej, w krzakach po przeciwnej
stronie. Nie ruszał się.
Nagły,
tępy ból rozdarł moje serce. Wiedziałam, że stało się coś niedobrego. Tysiące
przerażających myśli i obrazów zalało w jednej chwili mój umysł, tworząc w nim
nową teorię chaosu.
-
Keitaro!- Krzyknęłam głośno, zanosząc się przy tym łzami.
-
Ayako?- Akira spojrzał na mnie zaskoczony. Nie takiej reakcji się spodziewał.-
Kim jest ten koleś?- Zapytał, patrząc w kierunku chłopaka.
Nie
miałam odwagi spojrzeć mu w oczy. Nie potrafiłam wydusić z siebie żadnego
słowa. Nie wiedziałam co mu odpowiedzieć…
-
Ayako?- Chłopak odezwał się ponownie. Był zawiedziony. Czułam to. Słyszałam to
w jego głosie. Zraniłam go. Po raz kolejny złamałam mu serce.
Nie
potrafiłam jednak oderwać teraz myśli od zakrwawionego młodzieńca, leżącego
nieopodal. Szybko poderwałam się z ziemi i nieco chwiejnym krokiem ruszyłam
przed siebie. Nie zwracałam uwagi na oblodzoną ścieżkę, ani przeraźliwe zimno,
które powoli opanowywało moje ciało. Gdzieś w oddali dało się słyszeć ryk
syren. Pogotowie i policja. Uruha i Kai dali radę…
Z
głuchym łoskotem opadłam na ziemię, tłukąc sobie przy tym boleśnie prawe
kolano.
-
Keitaro?- Zapytałam szeptem, zawieszając zapłakaną twarz, tuż nad jego własną.
Chłopak był blady jak ściana a całe jego ciało było umazane krwią. Nie
odpowiadał na moje wezwania.- Keitaro? Keitaro!- Lekko szarpnęłam jego
poszarpaną i brudną koszulkę. Dalej nic.- Gdzie ta cholerna karetka?!-
Krzyczałam w bezsilności, obgryzając z nerwów paznokcie. Czyjaś ciepła dłoń
delikatnie musnęła mnie po ramieniu. Myślałam, że to Reita. Chciałam żeby to
był on. Jednak po tym co zrobiłam, nie miałam się co łudzić i mieć mu za złe,
że zostawił mnie samą.
-
Ayako. Uspokój się.-. Ruki próbował ukoić moje zszargane nerwy.- Karetka na
pewno jest już w drodze. Wszystko będzie dobrze. Zobaczysz.
-
Ruki… Ruki… - Płakałam, kurczowo trzymając się koszulki Keitaro.- On się nie
rusza… Prawie nie oddycha… Co mam robić?
-
Spokojnie, Ayako, spokojnie… To twój znajomy ze szkoły?- Zapytał. Kątem oka
dostrzegłam Reitę, który przyglądał nam się z powątpiewaniem . Zaprzeczyłam bez
słów.
-
Sąsiad?- Drążył dalej. Dźwięk karetki był coraz wyraźniejszy.
Znów
zaprzeczyłam.
-
Jakaś rodzina od strony Junzo?
Pokręciłam
głową. Nadjechała karetka a ze środka wyszli sanitariusze. Jeden z nich,
starszy mężczyzna o bystrym spojrzeniu, podszedł do nas i zapytał:
-
Co się stało?
-
Zostałam zaatakowana. On uratował mi życie…- Wskazałam na Keitaro.- Jest poważnie ranny… Prawdopodobnie
postrzelony…
-
Rozumiem.- Odezwał się a następnie zwrócił do towarzyszy.- Soseki
pomożesz mi, Kazumi
zajmiesz się panią.
Młoda, na oko trzydziestoletnia, kobieta podeszła do mnie z pocieszającym
uśmiechem na twarzy. Delikatnie posadziła mnie na rozłożonym przez siebie kocu
i zaczęła wstępnie opatrywać moje rany. Jej czekoladowe oczy przyglądały mi się
bacznie. Parę metrów dalej dwójka sanitariuszy rozpoczęła reanimację Keitaro. W
tym samym momencie na miejsce przyjechała policja. Wysiadło dwóch
funkcjonariuszy a za nimi Uruha i Kai. Jeden z policjantów podszedł do Aoiego,
który zaczął coś mu tłumaczyć, co chwila wskazując na mnie, Eizo i Keitaro.
Akira stał z boku i ochoczo wtrącał się do rozmowy.
- Gotowe.- Powiedziała kobieta, uśmiechając się do mnie
mile.- Powinna pani jechać z nami. Nie jestem pewna czy nie ma pani jakiś
obrażeń wewnętrznych…
- Dobrze.- Odpowiedziałam. Kątem oka zerknęłam w kierunku
Keitaro. Dalej był reanimowany…
- Ayako…- Głos Akiry sprowadził mnie na ziemię. Spojrzałam
na niego.- Panowie chcą z tobą zamienić parę słów…- Powiedział i odszedł w
stronę Rukiego, zostawiając mnie samą.
Dwóch mężczyzn w mundurach i w średnim wieku stało zaraz za
nim. Jeden z nich ukłonił się w moim kierunku, drugi (chyba dowódca) wyciągnął
do mnie rękę i uścisnął moją dłoń.
- Porucznik Asai Sugimoto.
- Ayako Daishi.- Odpowiedziałam.
- Proszę mi powiedzieć co się tutaj
stało?
- Eizo Miyamoto złamał zakaz dożywotniego
zbliżania się. Wynajął ludzi, którzy uprowadzili mnie z domu i próbował zabić.-
Odparłam krótko.
- Ilu ich było? Tych wynajętych ludzi?
- Dwóch. Mieli zakryte twarze. Nie wiem
jak się nazywali, ale byli wysocy a jeden z nich miał zarost. Obaj uciekli… Tylko
tyle wiem…
- Rozumiem. A tamten mężczyzna?- Wskazał
na Keitaro.
- To Yoshizawa Keitaro. Ocalił mi życie.-
Odparłam.
- Dobrze. Muszę teraz zadać trochę
niewygodne pytanie, ale niestety jest ono konieczne…
- Słucham…
- Jakie relacje łączą panią i pana Yoshizawę?
Nie wiedziałam za wiele o tym co tak
naprawdę łączy mnie i Keitaro. Wiedziałam tylko jedno. Był moją rodziną.
- Yoshizawa Keitaro jest moim przyrodnim
bratem.- Odparłam dumnie.- Mamy wspólnego ojca.- Sprostowałam.
- Zrozumiałem, pani Daishi. Będziemy
zmuszeni przesłuchać raz jeszcze panią i pani brata.
- Dobrze.
- Jak tylko poczujecie się państwo na
siłach, prosimy o kontakt.
- Oczywiście.
- W takim razie zabieramy podejrzanego.
Do widzenia.- Odpowiedział, po czym ukłonił się w moim kierunku a następnie
zwrócił do towarzysza.- Zabieramy go, Haru.
- Tak jest!- Odparł mężczyzna. Zapakowali
Eizo do radiowozu i odjechali. Chłopaki z zespołu podeszli do mnie zmartwieni,
robiąc przy tym niezły harmider, i wypytywali o moje samopoczucie. Przy Keitaro
także zrobiło się nie małe zamieszanie. Odwróciłam się w tamtym kierunku. Kobieta,
która mnie opatrywała podeszła do mnie ze zbolałą miną.
- Chłopak wciąż ma problemy z
oddychaniem. Zabieramy go do szpitala… Czy zna pani kogoś z jego rodziny, z kim
moglibyśmy się skontaktować?
-
Poza mną nie ma nikogo.- Odparłam.
- A kim pani dla niego jest?
Kątem oka dostrzegłam zaciekawione i
zmartwione spojrzenie Akiry.
Nie wiedziałam czy będzie chciał
wysłuchać mnie później i wyjaśnić o co w tym wszystkim chodzi, więc postanowiłam
rozbudzić w nim ciekawość i chęć samowolnego poznania prawdy.
- Siostrą. Jestem przyrodnią siostrą Yoshizawy
Keitaro. Mamy wspólnego ojca, ale on nie żyje. Matka Keitaro również…
Akira zakrztusił się głośno nabieranym powietrzem
i kasłał przez kilka dobrych minut, a Aoi klepał go z rozmachem po plecach.
Ruki patrzył na mnie z szokiem wypisanym na twarzy a Kai i Uruha patrzyli raz
na siebie a raz na nas i całą tą powstałą szopkę.
- Pojedzie pani z nim?- Zapytała kobieta.
- Oczywiście.- Odparłam i ruszyłam w
kierunku karetki, po drodze zerkając na chłopaków.- Dziękuję wam. Do zobaczenia
później.- Następnie spojrzałam na Akirę i uśmiechnęłam się do niego nieśmiało.
Kolejne godziny spędziłam w szpitalu,
najpierw jako pacjentka, później jako towarzyszka Keitaro. Bardzo miła
pielęgniarka, która usłyszała naszą historię, specjalnie umieściła Keitaro w
osobnej sali, abym mogła zostać z nim na
noc bez konieczności przeszkadzania innym pacjentom.
Akira powiadomił mnie, że moja rodzina wróciła
już do domu i, że wiedzą o wszystkim co się wydarzyło… Hanako koniecznie
chciała ze mną porozmawiać, ale ja nie miałam na to ochoty…
Otworzyłam właśnie usta, żeby napić się soku, gdy usłyszałam
cichy szept, wydobywający się z ust Keitaro:
- Ayako?... Ayako to ty?
Szybko odsunęłam szklankę od ust a następnie wstałam z
krzesła i pochyliłam się nad bratem.
- Tak Keitaro, to ja. Jestem przy tobie. Już wszystko
dobrze…
- Ayako…- Wyszeptał z trudnością.- Żyjesz. Ty żyjesz…
- Tak. Żyję. Dzięki tobie.
- Całe szczęście… Co z Eizo?
- Zatrzymany. Keitaro… Policja chce z nami rozmawiać…
- Oczywiście… Powiem wszystko co trzeba… - Odkaszlnął z
trudem.- Która godzina?
- Dochodzi południe…
- Południe?- Zapytał zaskoczony.- To co dzisiaj mamy za
dzień?
- Dwudziesty czwarty grudnia.- Odparłam spokojnie.
- Wigilia… Spędzona w szpitalu. Super…
- Nie marudź…- Mruknęłam.- Ważne, że żyjemy.
- Tak masz rację.- Powiedział i złapał mnie za rękę.-
Żyjemy.
***
Kilka godzin później, gdy Keitaro poczuł się lepiej, zjawili
się policjanci, których poznałam już wcześniej. Zadali nam kilkanaście pytań na
temat porwania i próby zabicia nas. Keitaro powiedział im, gdzie trzyma
wszystkie dowody obciążające Eizo… Po chwili, która dla mnie trwała wieczność,
odeszli, obiecując zająć się wszystkim.
Najbardziej jednak zaskoczył mnie mój narzeczony…
Punktualnie o siedemnastej zjawił się w szpitalu z całą swoją świtą (mam na
myśli chłopaków z zespołu, jego mamę oraz moją rodzinę).
- Akira?- Zapytałam zaskoczona, gdy drzwi do sali otworzyły
się i ujrzałam za nimi całe towarzystwo.- Co się tutaj dzieje?
- Mamy wigilię.- Odparł spokojnie. – Chciałbym ją spędzić z
najbliższymi, a skoro moja narzeczona i przyszły szwagier są w szpitalu, to
musieliśmy przyjechać tutaj. Proste, prawda?- Powiedział zadowolony, po czym
podszedł i pocałował mnie w czubek głowy. Następnie pochylił się nad łóżkiem
Keitaro i wyciągnął do niego dłoń.
- Jak się trzymasz, stary?
- Całkiem nieźle. Dzięki…- Odparł zaskoczony Keitaro,
odwzajemniając uścisk.
- Ayako!- Ten głos rozpoznałabym i na końcu świata.
Odwróciłam się i z bijącym szaleńczo sercem spojrzałam na moją młodszą siostrę.
Zdrową i szczęśliwą. Uśmiechniętą i śliczną jak zawsze.
- Kaori…- Wyszeptałam, czując, że zbiera mi się na płacz.-
Kaori!- Zawołałam i rzuciłam się w kierunku siostry.- Jak dobrze cię widzieć!
Nic się nie zmieniłaś!
- Ty też… Chociaż nie. Zmieniam zdanie. Wypiękniałaś.-
Odparła zadowolona.- Narzeczeństwo ci służy.
Zaśmiałam się
serdecznie, na tą głupią uwagę.
- Witaj Ayako.- Odezwał się znajomy męski głos. Junzo
uśmiechnął się do mnie, a ja z radością rzuciłam mu się na szyję.
- Junzo! Jak dobrze cię widzieć!
- Ciebie też, Ayako… Ciebie też…
Hanako wyłoniła się zza niego nagle i nieco niepewnie. Już
chciała odezwać się do mnie, ale ja odwróciłam się bokiem i przywitałam się
najpierw z mamą Akiry a potem z chłopakami z zespołu…
Moją adopcyjną matkę zostawiłam sobie na koniec.
- Masz mi coś do powiedzenia?- Zapytałam bez ogródek, nie
przejmując się sporą ilością osób znajdujących się w pomieszczeniu.
- Przepraszam, Ayako…- Zaczęła drżącym głosem.- Przepraszam
Keitaro…. Myślałam, że to dobry pomysł… Ale wy nie znacie całej prawdy… Ty nie
znasz prawdy…- Zwróciła się do mnie.
- Słucham. Wyjaśnij nam wszystko.
Bez słowa pokiwała głową a zaraz potem zaczęła:
- To było kilka lat przed twoim urodzeniem. Ja mieszkałam
jeszcze wtedy w Polsce.- W pokoju zapanowała taka cisza, że gdyby Hanako
milczała, to dałoby się słyszeć bzyczenie najmniejszej muchy.- Bo widzicie
zanim poznałam Junzo wydarzyło się coś o czym wolałabym nie wiedzieć… Junzo
znał twojego ojca dłużej niż tylko z czasów naszego związku…
- To znaczy?- Zapytałam, nie rozumiejąc.
- Matka Keitaro była przedstawicielem i menadżerem firmy, w
której pracował Junzo. Była także jego szefową. Odwiedzała Polskę kilka lat
wcześniej zanim Junzo dostał awans i zajął jej miejsce a ona przeniosła się na
stanowisko kierownika działu i przestała wyjeżdżać za granicę…
- Dalej nie rozumiem. Pracowała na miejscu Junzo, zanim on
poznał ciebie tak?
- Tak.
- I? co to ma do rzeczy?
- Ona miała romans z twoim ojcem. Wiedziałam o tym, ale nie
miałam serca powiedzieć o tym twojej matce. Twoi rodzice byli dopiero po ślubie
i ona tak bardzo go kochała…. Przymknęłam oko na to wszystko, ponieważ on
zagroził mi, że jeśli powiem komukolwiek to zrobi krzywdę mnie i twojej matce.
Myślałam, że wszystko się ułoży gdy Junzo zajął miejsce matki Keitaro… Wszystko
było w porządku przez kilka lat. Później okazało się, że ona urodziła jego
dziecko i domaga się by wziął rozwód z twoją matką i ożenił się z nią. Ja
mieszkałam już wtedy w Japonii, a ty byłaś taka malutka…. – Rozpłakała się
mówiąc to… Pociągnęła kilka razy nosem i kontynuowała.- Kiedy odmówił, ona
zaczęła go nękać. Wiem, bo prosił mnie bym spotkała się z nią i spróbowała ją
przekupić. Nie zgodziła się i zagroziła, że powie o wszystkim twojej mamie.
Później doszło do wypadku. Do dziś nikt nie wie co się stało i dlaczego. Kiedy
matka Keitaro dowiedziała się o śmierci twojego ojca, również odebrała sobie
życie… Nie chciałam mówić ci tak przykrych rzeczy. Nie chciałam byś wspominając
swoich zmarłych rodziców myślała o nich w zły sposób. Szczególnie o ojcu.
Dlatego nie powiedziałam ci prawdy. Nie chciałam byś cierpiała jeszcze
bardziej. Nie wiedziałam… Skąd mogłam przypuszczać, że on będzie próbował cię
odszukać.- Wskazała na Keitaro.- Że stanie się dla ciebie tak ważny… Ważniejszy
niż Junzo… Niż Kaori… Niż ja…- Powiedziała, płacząc.
- Nie, nie, nie!- Zaprzeczyłam.- Przecież nigdy nie
przestanę kochać żadnego z was! Przygarnęliście mnie i wychowaliście jak własne
dziecko! Nigdy wam tego nie zapomnę! Ale musisz zrozumieć. Bez względu na twoje
motywy działania… To mój brat. Czy choć przez chwilę pomyślałaś jak on musiał
się czuć? Bez ojca, rodzeństwa, wyśmiany przez
rówieśników przez fakt, ze nie wychowywał się w pełnej rodzinie.
Kolejnym ciosem była śmierć matki. Gdyby nie jego babka, czekała by go taka
sama przyszłość przed jaką ja zostałam ocalona… Sierociniec…
W jej oczach dostrzegłam ból. Zakryła twarz dłońmi i głośno
zaszlochała.
- Keitaro…- Wychrypiała, wciąż zanosząc się płaczem.- Tak…
Bardzo… Mi…. Przykro…- Wydusiła z siebie urywane słowa.- Byłam samolubna…
Chciałam ratować honor mojej siostry kosztem niewinnych dzieci… Jestem złym
człowiekiem…
- Zrobiłaś to by chronić Ayako. Jeśli to był jeden z
głównych powodów twojego samolubnego działania, to ja jestem gotów ci wybaczyć.
Dla Ayako. Bo wiem, że ona bardzo cię kocha i nie zniosła by gdybyś cierpiała…-
Umilkł na chwilę i spuścił wzrok na podłogę.- Ale proszę, nie zabraniaj mi kontaktów z nią.
Oprócz niej nie mam nikogo…
Wszyscy goście spojrzeli na niego ze współczuciem.
- Jestem już dorosła Keitaro.- Powiedziałam pewnym głosem.- Sama mogę
decydować z kim chcę utrzymywać kontakt. Nie martw się, nie zostawię cię
samego.
Chłopak z wahaniem spojrzał na Akirę.
- I co się mi tak przyglądasz?- Zapytał mój narzeczony,
lekko speszony nagłym zainteresowaniem jego osobą.- Przecież nie zabronię jej
kontaktów z własnym bratem. Nie jestem bez serca. Chociaż jestem zawiedziony,
że nie wiedziałem wcześniej o waszej zażyłości.
- Wybacz.- Odparłam.- Nie chciałam byś zamartwiał się, że
zostałam sam na sam z jakimś obcym dla ciebie mężczyznom…
- Ech…- Westchnął
tylko i przytulił mnie do siebie.- Głuptas. Przeżyłem już tobą tyle różnych
przygód, że tak naprawdę nic mnie już nie zdziwi…
Chyba dlatego właśnie go kocham…
Postanowiłam, że ten wpis będzie moim ostatnim. Nie potrzebuje
już powiernika moich problemów, ponieważ wierzę w lepsze jutro. Mam ludzi, na
których zawsze mogę polegać. Tylko to się liczy…
„W życiu bowiem
istnieją rzeczy, o które warto walczyć do samego końca. ”
Prolog:
- Kaori!- głośne nawoływanie rozniosło się echem po
budynku.- Jesteś gotowa? Obiecałyśmy Ayako, że o dziewiątej będziemy u niej!
Jest już za pięć dziewiąta! Spóźnimy się!
- Już idę!- Odkrzyknęła dziewczyna, zerkając kolejny raz na
jedną z kartek…. Pod ostatnią z notek widniało jedno zdanie. Podsumowanie
całego pamiętnika jej siostry…
„W życiu bowiem
istnieją rzeczy, o które warto walczyć do samego końca. ”
Ayako, która początkowo była skazana na porażkę nie poddała
się i mimo wszystko stanęła do walki… Zawalczyła o swoją przyszłość i wygrała.
Uratowała zagrożone zdrowie i życie siostry, zdobyła nowych przyjaciół,
odzyskała brata i zdobyła miłość, która przetrwa wszystko…
- Kaori!- Kolejne nawoływanie, tym razem męskie.- Ayako i
Akira będą zawiedzieni! Mieliśmy od rana pomagać wnosić meble do ich nowego
domu! Jeśli się nie pośpieszysz, to Ayako pomyśli, że nie zależy ci na tym żeby
jej pomóc i nie zostaniesz jej druhną! Zobaczysz!
Dziewczyna z uśmiechem na twarzy spojrzała na okładkę
ostatniego zeszytu, który właśnie zamknęła.
- Ayako nigdy nie zrobiła by mi czegoś takiego…- Wyszeptała,
a następnie odłożyła zeszyt na swoje miejsce i zamknęła szafę.
- Idę!- Zawołała zadowolona a następnie wybiegła z pokoju,
który jeszcze do niedawno należał do jej siostry…